czwartek, 24 października 2024

Wilk (cz.3 opowiadania o Hannie i Kocie by ArtNat)

 

Uniósł głowę i wystawił nos na wiatr, na zapach, na to co niesie ze sobą poranna bryza. Poczuł igliwie, mech, więdnące liście, polną mysz i coś jeszcze, czego nie potrafił zidentyfikować i ten nowy zapach go denerwował. Nie było go tu wcześniej, przyszedł całkiem niedawno, może wtedy, kiedy ta dziwna kobieta mieszkająca w chacie nad jeziorem zniknęła na kilka dni, a potem wróciła, ale nie była już sama, na rękach wyraźnie coś niosła, coś co miało woń wodorostów oraz pragnienie bycia widzialnym. Obserwował ją potem przez kilka dni, mówiła do siebie, a może właśnie do tego, co nie mogło mieć zapachu, chociaż tak bardzo chciało.

To jest Inne, stwierdził i poczuł, że futro na karku zaczyna mu lekko drgać. Tak, cokolwiek kobieta znalazła na dnie jeziora nie należało do tego lasu, którego on był strażnikiem.

Stanął na czterech łapach i zawył, przeciągle, ostrzegawczo. Jeżeli to Nowe Zwierzę zrozumie, nie będzie musiał działać. Powinno samo uciec, wrócić skąd przyszło, schować się przed jego kłami i pazurami.

***

Posłyszała wycie wilka i przez chwilę stała nieruchomo pośrodku chaty, jakby chciała zrozumieć co znaczy ten dźwięk.

Jest niespokojny, zawyrokowała, to chyba przez ciebie, Kocie.

Podeszła do paleniska i dorzuciła drewna.

Jego problem, że ma ciasny umysł i nie potrafi dostosować się do nowej sytuacji.

On nową sytuację chce po prostu zjeść.

Nie może mi zrobić krzywdy.

Tobie nie, westchnęła. Ale co ze mną?

Kot spojrzał na kobietę i była przekonana, że pokręcił głową.

Jesteś zbyt koścista. Poza tym masz ponad pięćdziesiąt lat, jesteś bardzo stara.

W ludzkich latach nie wygląda to najgorzej, powiedziała z uśmiechem.

Kiedyś martwiły ją zmarszczki, które początkowo zadomowiły się w kącikach jej zielonych oczu, a potem zaczęły rozpełzać po twarzy, aż w końcu, nie starczyło na nie miejsca i powędrowały w dół, ku szyi, a potem biegły dalej obejmując dekolt i piersi, które w ich uścisku zaczęły się kurczyć. Przerażała ją panosząca się po jej ciele starość odbierająca mu jędrność, która wyrywała jej włosy z głowy, która pewnego dnia sprawiła, że Hanna oto nigdy więcej nie będzie musiała przejmować się miesiączką, gdyż ta już nie nadejdzie. Nikt nie przygotowywał ją do tej sytuacji, nie powiedział, że tak po prostu to wygląda, że teraz będzie miała w sobie może odrobinę więcej miejsca na mądrość, która nie mogła w pełni rozkwitnąć, dopóki kobieta była młoda. Obserwowała swoje zmieniające się ciało i chociaż wolała, kiedy skóra była jędrna i elastyczna, powoli przyzwyczajała się do tego, że taka już nie będzie. Pewnego dnia doszła do wniosku, że zaczyna jej się podobać ten upływ czasu, który maluje na niej pajęczyny, zaznaczając każdy dzień, każde zdarzenie nową nitką. Jestem dziełem sztuki, pomyślała i od tego momentu zaczęła kochać siebie jeszcze mocniej.

Nie możesz już mieć dzieci, dla mnie znaczy to tyle co bycie starą.

Może masz rację, westchnęła siadając na puchowej poduszce, która leżała niedaleko paleniska. Może masz rację, a może bardzo się mylisz. Nie mam już okresu, to prawda, ale mogę mieć dzieci. Mam przecież ciebie. Inne stworzenia też pragną, żebym przygarnęła je pod swój dach. Moje łono pozostanie nieruchome, za to moje serce będzie rozbudzane i przebudzane. Mogę dalej kochać, a nawet kocham bardziej intensywnie dzisiaj niż wczoraj.

Znowu filozofia, wy ludzie lubicie wszystko ubierać w dużą ilość słów, a wystarczyłoby żebyś się przyznała do tego, że jesteś stara, na dodatek bez męża, miauknął Kot i zaczął wylizywać sobie łapkę. Tak na wszelki wypadek, bo przecież dobrze wiedział, że jest ona czysta. Nie tylko dlatego, że był niewidzialnym kotem, ale dlatego, że wylizywał ją kilka minut wcześniej.

Niezależnie od tego ile mam lat to jednak wolałabym nie zostać zjedzoną przez wilka, mruknęła, bo dobrze wiedziała, że kot ma trochę racji, nie jest już młodą dziewczyną, która po nieprzespanej nocy wygląda tak samo dobrze jak po ośmiu godzinach snu, która co rusz zakochuje się, by potem płakać w poduszkę albo ramię, najlepiej należące do jakiegoś przystojnego mężczyzny.

Co było to było, wyszeptała.

Dawno przestała liczyć, że kiedyś napotka na swojej drodze kogoś mniej owłosionego od kota czy psa. Dwunożni zjawiali się w jej chacie, ale zwykle były to wizyty krótkie, z przestępowaniem z nogi na nogę, bez patrzenia w oczy, bo jeszcze by jakiś urok rzuciła. A przecież, kiedy wprowadziła się do chaty nad jeziorem jeszcze nic nie wiedziała ani o szeptaniu zaklęć, ani o przebywaniu w świecie duchów. A i teraz niewiele właściwie mogła w tej kwestii powiedzieć. Po prostu łączyła się z otaczającą ją przyrodą i dzięki temu zyskiwała wiedzę, którą inni mogliby nazwać czarami, a było to nic innego jak Czucie. Może silniejsze niż u większości ludzi, może wrażliwsze, a jednak dostępne dla każdego.

Tylko nie każdy o nim wie, miauknął kot spoglądając z aprobatą na swoją łapę.

I wówczas posłyszeli kolejne wycie, tym razem dużo bliżej chaty.

Chyba muszę z nim porozmawiać, powiedziała kobieta.

Już się bałem, że na to nie wpadniesz, parsknął Kot wyciągając drugą łapkę. Czystym przecież trzeba być symetrycznie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz