czwartek, 7 grudnia 2023

Mary

Napierają. Przez chwilę próbuję stawiać opór, ale szybko dociera do mnie, że jestem na przegranej pozycji, że próbuję zatamować przeciek gumą do żucia. Więc zamykam oczy i pozwalam im działać. Nie krzyczę, nie protestuję, kiedy chwytają moją głowę i zaczynają szeptać słowa, z których połowy nie rozumiem. Zaraz sobie pójdą, muszę tylko być cierpliwa, myślę, a jednak wciąż pojawiają się nowe i kiedy jedna z Mar w końcu mnie puszcza czuję uścisk kolejnej.

Czego ode mnie chcecie? Pytam, chociaż moje usta są nieruchome, a słowa zamiast na zewnątrz płyną do środka mnie. Czego chcecie?

One jednak milczą i tylko silniej chwytają mnie w swoje utkane ze snów ramiona. Czuję łagodne kołysanie, pozwalam by Mary uniosły mnie na chwilę w górę. To tylko sen, powtarzam, a mężczyzna siedzący na fotelu obok łóżka uśmiecha się i odgarnia włosy z mojego czoła. Jego ciemne spojrzenie rozchodzi się po mnie wibracją i zaczynam mieć nadzieję, że tak już zostanie, że mogę zakotwiczyć się w tym spojrzeniu, w tych brązowych oczach przypominających wypalone ogniem drewno. Że tak już będzie zawsze, bo ten jego wzrok jest moim ratunkiem, ale on kręci głową, jakby czytał w moich myślach i zabiera rękę, a wówczas Mary kładą się na mnie, dociskają do prześcieradła swoim bezszelestnym Byciem i już wiem że za chwilę zapomnę. O sobie, o tych piwnych oczach, o tym co mogłoby mnie uratować. A potem przychodzą do mnie Słowa, że...

…. Nikt nie jest z na na zawsze. Jesteśmy chwilowi, może nie tak bardzo jak dmuchawce, może nie tak chwilowi jak lewkonie, które mają tylko rok na to, by przeżyć całe swoje życie. Nie tak delikatni jak jętki, które żyją do zachodu słońca, a jednak i my jesteśmy tymczasowi. Nasza skóra nie ochroni nas przed starością, nasz umysł kiedyś znajdzie się w czasie dokonanym i być może tylko dusza, ta ukryta przed wzrokiem, negowana przez jednych, wychwalana przez innych, ta dziwna cząstka będąca jednocześnie całością, pozostanie w niezachwianym trwaniu. Tyle że już nie w tej postaci, którą oswajamy patrząc każdego dnia w lustro…

Otwieram oczy. Nocna lampka rozświetla jedynie fragment pokoju, tak że tylko część pomieszczenia zyskuje kolor, reszta pozostaje ukryta pod szarością. Mąż leży obok mnie i delikatnie posapuje, nie widzę jego ciemnych oczu, ale wiem, że są, schowane pod powiekami. Chciałabym go obudzić, ale nie robię tego. Ostatnia z Mar, ta bardziej ślamazarna, macha mi na pożegnanie a potem znika, jakby nigdy nie istniała. Dom oddycha nocnym powietrzem. Idę po szklankę wody, by nabrać sił przed kolejnym zapadnięciem w sen.




niedziela, 1 października 2023

Pływanie

Unoszę się swobodnie

Nie zahaczam piętą 

O to co zaprzeszłe,

To co było 

Nie krępuje więcej 

Moich myśli. 

Dryfuję 

W moim Tu i Teraz.

Ja -

Plastikowy korek

Po szampanie.


***

Pozwól mi

Na chwilę czułości,

Na pieszczotę

Punktowy dotyk.


Pozwól mi

Przeciąć Twoją skórę,

Bym mógł napełnić 

Się Twoim smakiem.


Pozwól mi -

Jestem tylko

Głodnym komarem.

niedziela, 22 stycznia 2023

Dziura

Spojrzała w lustro i wykrzywiła usta. Wciąż tam była. Tkwiła uparcie pośrodku jej czoła. Nie mogła jej przesłonić grzywką, bo ona i tak wciąż ujawniała swoją obecność. Wielka dziura, w której nie było niczego, żadnej myśli, żadnego wyobrażenia, słowa, fantazji. Takiej pustki nie można przyklepać pudrem. Wszystko od niej odpada, nic się na niej nie utrzymuje dłużej od mrugnięcia czy pojedynczego uderzenia serca. Nie sposób jej przesłonić, bo ta znajdzie sposób, by się ujawnić. Wyziera spod włosów, czapki nasuniętej głęboko na czoło, kasku, gogli, opaski. Manifestuje swoją obecność bezgłośnie, ale za to w natarczywy sposób. Jest, istnieje, nie można jej zanegować, spróbować zaprzeczyć, wywinąć się od jej obecności jakimś skomplikowanym kłamstwem. I dlatego Aniela od jakiegoś czasu wychodziła z domu tylko wieczorami. Bo tylko noc potrafi stworzyć iluzję jeszcze wielkiej pustki niż ta, która tkwiła w jej głowie. Spoglądaliście kiedyś w głębię czarnego nieba? W tę nicość posoloną gwiazdami? W ten wciąż rozszerzający się Wszechświat? W obliczu takiej czerni dziura w głowie Anieli traciła swoją siłę. Stawała się czymś równie nieistotnym co pieprzyk czy znamię. Poza tym nocą można spotkać wiele osób dotkniętych dziwnymi przypadłościami, odartych ze wszystkiego, nawet z samych siebie. Ludzi-Cieni przymykających z daleka od latarń i neonów jakby światło mogło pozbawić ich resztek istnienia. Osób o skórze przejrzystej niczym szkło, w których dawno temu tliło się jakieś życie, a teraz nie ma już nic.

Neony drżały, z pewnością nie z zimna, pewnie ze starości albo zwyczajnego zaniedbania. A może to mruganie miało na celu przykucie jej uwagi?

- Przecież że nie mojej – pomyślała, być może nawet całkiem głośno, ale Miasto już spało i nikt nie zwrócił uwagi na mówiącą do siebie kobietę. - Nie jestem nikim ważnym, to nie o mnie zabiegają te wszystkie kolorowe szyldy. Nie stać mnie na luksusowe ciuchy, drogie kolacje, nowoczesne sprzęty.

- A gdyby jednak były skierowane do ciebie? - posłyszała głos, który był tak cichy, że wzięła go za szum wiatru.

Nasunęła czapkę silniej na czoło i nie zważając na kałuże pozostawione przez wczorajszy deszcz, szła przed siebie mocząc nogawki spodni.

- A jeżeli jesteś ważna? Może nie w ten sposób, o jakim marzysz, a jednak. Ważna dla mnie - głos był coraz bardziej wyraźny. Nie mogła go zignorować, uznać za iluzję czy przypadek. Przystanęła więc i zaczęła się rozglądać, ale ulica była pusta.

- Jezu, mam początki schizofrenii…

- Na pewno nie jestem Jezu, wypraszam sobie. Może Jezu ma piękną buźkę, do której wzdycha cała rzesza ludzi niezależnie od płci, ale z pewnością nie jestem tak zarozumiały, żeby nazywać siebie Jego synem – odparł Głos i Aniela zamarła z przerażenia, bo zdawał się być realny i bliski, a jednak wciąż nie potrafiła ustalić skąd dochodzi.

- Mam omamy słuchowe?

- Nie. Jesteś normalna. Może nie tak całkiem, bo jednak masz dziurę w głowie, ale względnie. W każdym razie to nie schizofrenia. Ja tu jestem.

- Ale gdzie? - rozejrzała się nerwowo, ale ulica była pusta.

- Jak będziesz gotowa to mnie zobaczysz, nie jestem piękny, można powiedzieć nawet że szkaradny, więc chciałbym mieć pewność, że nie zaczniesz krzyczeć.

- Bez przesady. Nie jestem tak wrażliwa – odparła, a potem otworzyła szeroko oczy. Bardzo szeroko. - O, matko jedyna, ty naprawdę jesteś wstrętny.

- Dziękuję.

- Mógłbyś służyć za dowód na nieistnienie Boga, serio, bo gdyby Bóg istniał to by nie pozwolił na coś takiego!

- Tak, słusznie. Właściwie masz rację, zasadniczo to się już nie raz spierałem z Nim na ten temat, ale, rozumiesz, z Nim się nie da wygrać.

- Jak to z Nim? Mówisz o Bogu?

- Tak jakby.

Aniela spojrzała na stwora niepewnie. Wyglądał jak zlepek różnych pomysłów na szkaradną podstać. Nogi miał galaretowate w kolorze zgniłej zieleni, ciało przesadnie wielkie, rozdęte jak u nadmuchanej ropuchy, a twarz, jeżeli można było tak nazwać ten ulepek okropności, była niesymetryczna i jakby źle posklejana. Oczy, z popękanymi białkami tkwiły w brodzie, nos był w miejscu, gdzie powinny być uszy, a ust nie potrafiła w ogóle zlokalizować.

- Kim albo czym ty w ogóle jesteś?

- Możesz mnie nazwać wysłannikiem. Ludzie mówią o nas anioły.

- Anioł? - przez głowę Anieli przemknęło kilka obrazów z wizerunkami słodkich cherubinów oraz dostojnego Gabriela. To nie miało sensu. Wysłannik Boga jako poczwarka? Istota niedokończona?

- No tak, wiem, myślisz sobie, że to nie może być prawda, bo powinienem być piękny. Ale nie jestem. Nigdy nie byłem. Powiedzmy, że jestem tym co powinno było wylądować w koszu, ale skoro otrzymałem duszę to nie mógł mnie po prostu wykasować. Więc zostawił sobie na pamiątkę pierwszych prób. W końcu uczymy się na błędach, prawda? - zaśmiał się, ale w tym jego śmiechu słychać było smutek i żal.

- Wolałbyś nie być?

- O tak, właśnie. Dlatego ciebie odnalazłem. Pomożemy sobie wzajemnie.

- Nie potrzebuję pomocy – stwierdziła.

- Masz dziurę w głowię – przypomniał nieśmiało.

- No tak… ale to beznadziejny przypadek. Próbowałam już wszystkiego. Nic nie może jej zalepić, zakryć, ukryć. Po prostu we mnie jest.

- Zapominasz że jestem aniołem, mogę więcej niż ty.

Aniela zerknęła na stwora. Był brzydki, śmierdział padliną i zdecydowanie musiał być patologicznym kłamcą, a jednak od dawna nie czuła w sobie takiego spokoju. Jakby coś jej szeptało do ucha, że tym razem coś się zmieni.

- To jak chcesz to zrobić?

Stwór, była pewna, że się uśmiechnął, chociaż wciąż nie mogła wypatrzeć jego ust.

- Musimy iść do ciebie.

- Żartujesz, mam wpuścić dobrowolnie do domu kogoś kto przypomina zlepek ofiar Kuby rozpruwacza?

- A chcesz pośrodku Miasta położyć się w kałuży i wpychać mnie do swojej głowy?


W mieszkaniu było ciepło, może nawet za gorąco i dlatego stwór, który nazywał siebie aniołem zostawiał na podłodze, wilgotne, zielonkawe ślady. Skrzywiła usta. Będzie sporo sprzątania po tej całej operacji łatania dziury, ale może warto? W końcu nie będzie już wybrakowana, zostanie scalona, uzupełniona. Będzie mogła swobodnie poruszać się komunikacją miejską, ba, może nawet wreszcie zafunduje sobie wakacje z hotelem, plażą i drinkami z palemką.

- Połóż się, bez strachu, o tak, bardzo dobrze, zamknij oczy. Kiedy wejdę do Twojej dziury zamknę ją od tamtej strony, mnie pochłonie nicość a Ty zostaniesz od niej uwolniona. Brzmi dobrze, prawda? Miałaś mieć zamknięte oczy. Teraz lepiej. Pomyśl o czymś przyjemnym, ale nie aż tak. Wyobraź sobie miejsce,

- Miejsce, które jest twoim azylem, w którym czujesz się dobrze sama ze sobą. To może być pokój, dom albo jakaś zielona polana, może plaża pełna miękkiego piasku. Jesteś tam. Słyszysz jak woda delikatnie faluje i szumi. A ty leżysz na kocu z rękoma rozrzuconymi na boki i palcami dotykasz piasku. To przyjemne uczucie. Piasek jest suchy i ciepły. Twoje ciało też jest przyjemnie ciepłe. Jest ci dobrze samej ze sobą i z tą przestrzenią wokół. A teraz otwórz oczy.

Aniela zamrugała. Siedzący naprzeciwko mężczyzna miał pogodną, przystojną twarz. Nie przypominał w niczym stwora podającego się za anioła.

- I jak się czujesz, Anielo? Może opowiesz mi o swoich wrażeniach.

Dziewczyna przełknęła ślinę. Gabinet, w którym leżała nie był zbyt wielki, ale całkiem nowoczesny i przytulny.

- Ale… Jak to w ogóle możliwe… - powiedziała cicho. - Przecież byłam u siebie w domu…

- Zatem twoim azylem jest twój dom? To bardzo dobrze.

- Chodzi mi o to… - urwała. Jej wzrok zatrzymał się na regale z książkami. Na okładce jednej z nich rozpoznała stwora, którego spotkała tamtego deszczowego dnia na ulicy. - To wszystko rozegrało się tylko w mojej głowie tak intensywnie… Czy mogę skorzystać z toalety?

- Ależ oczywiście – odparł terapeuta zakładając nogę na nogę.

Obmyła twarz zimną wodą i spojrzała w lustro. Nie było śladu dziury, czoło miała gładkie i pozbawione zmarszczek, zupełnie jakby przeszła botox. Została scalona, a może nigdy niczego jej nie brakowało, a dziura, która teraz zdawała się czymś nieprawdziwym, była tylko fragmentem niezbyt udanej sesji terapeutycznej. Nigdy jej nie było. Tak jak nie istniał brzydki anioł, Bóg i cała reszta niewytłumaczalnych metafizycznych przypadków. Świat jest całkiem zwyczajny.

Przeczesała włosy palcami. I wówczas poczuła, że ma na skórze coś lepkiego. Spojrzała na swoje ręce. Zielona, galaretowata maź widniała na jej palcach. Przez chwilę przestała oddychać, dopiero po chwili uświadomiła sobie, że nie spłukała mydła.