niedziela, 20 października 2019

Opowieści Kolistego Czasu, My.




Nasze światy stykają się ze sobą opuszkami palców wskazujących. Ucisk jest delikatny, powierzchnia dość wąska. Ale jak dotąd tyle nam wystarczało, żeby żyć razem i razem ulegać wpływom Kolistego Czasu. Bo Czas nie jest linią prostą. Ci z ludzi, którzy ulegli namowom gnających naprzód dat, zdaniom naukowców i pomniejszej wagi mówców, żyją wedle prostych reguł, cały czas biegnąć przed siebie. Nie wiedzą, że jest to bieg daremny, że każdego dnia wracają do tego samego puntu co dzień wcześniej. Zaślepieni linearnością czasu nie dopuszczają do siebie szeptów, wyłażących z różnych zakamarków dnia, które podpowiadają, że Czasu nie można zmierzyć za pomocą kalendarza. Zerkają na zegarki, pozbawione, dla zmyłki, okrągłych tarcz i tylko wzruszają ramionami.
Bywa jednak, że ktoś nagle zatrzyma się pod wieżą kościelną, spojrzy na krągłość ogromnego cyferblatu, zmarszczy brwi i nagle dotrze do niego, że Czas biegnie w zupełnie inny sposób niż sądził do tej pory. Jak to jest poczuć, że jest się jedynie małym kamykiem uczepionym ogromnej kuli? Kamykiem, który zmienia delikatnie, jednakże nie zanadto, chociaż uporczywie trajektorię tejże kuli?
Nasze światy stykają się ze sobą opuszkami palców wskazujących. Żyjemy razem ulegając wpływom Kolistego Czasu jednocześnie zmieniając jego bieg. Czasami przykładamy do siebie całe dłonie. Wówczas nasza miłość zaczyna kwitnąć. Owocem złączonych dłoni są mydlane bańki. Tańczą i wirują w powietrzu wprawiając nas w zadowolenie. Powierzchnia baniek jest lekko błyszcząca, bywa więc, że możemy ujrzeć w nich nas samych. Nie wiedzieć czemu to nas zachwyca. Im więcej nas w bańce, tym bardziej mamy ochotę sprawić, by bańka nabrała konkretnych kształtów. Dopóki bańki są małe i delikatne, robimy wszystko, żeby je chronić. Przekładamy fragmenty nas samych - te małe cegiełki stworzone przez nasze myśli, umiejętności, potrzeby - umacniając strukturę bańki, także w końcu staje się ona zupełnie samodzielnym, niezależnym bytem. Wówczas nasze dłonie oddalają się od siebie. Jakby płoszyła nas możliwość dalszego trwania w tej dziwnej jedności i zadowoleniu. I to jest zwykle początek klęski. Zaczynamy zapominać, że Czas jest kolisty. Więc budząc się co niedzielę w tym samym łóżku, z tą samą obok osobą, z tymi samymi szmerami, które wydobywają się ze śpiącego jeszcze domu, zaczynamy wpadać w panikę. „Znowu to samo”, myślimy i zaczynamy drżeć. Gdzieś w zakamarkach naszej głowy zaczyna kiełkować poczucie winy, jakbyśmy byli odpowiedzialni za to, że tydzień ma siedem dni, a my żyjemy w jego ramach i nie potrafimy przeskoczyć do dnia ósmego, do tego śmiesznego ósmka, który uciekł Bogu, kiedy Ten stwarzał świat.
Nasze światy stykają się opuszkami palców. Żyjemy razem ulegając razem wpływom Kolistego Czasu. Kiedyś zachwycała nas możliwość snucia własnej bajki w ramach tej wspólnej. Ale potem nadszedł dzień, kiedy nasze palce przestały się dotykać. Na jedną chwilkę utraciliśmy ze sobą kontakt. Coś uległo zmianie. Pewnego dnia znowu zaczynamy mówić do siebie per „pan” i „pani”.
Nasze światy przestały się stykać ze sobą opuszkami palców. Wciąż toczymy razem nasze obok-życia, ale już nie jesteśmy pewni ani tego kim jesteśmy, ani tym bardziej kim jest osoba, która tak uparcie wędruje tym samym szlakiem co my. Każdego dnia budzi nas ten sam dźwięk telefonu, ale nie próbujemy zmienić melodii na nową, nie widzimy sensu takiej zmiany. Przywykliśmy zarówno do melodii jak i do codziennego „dzień dobry”, wymawianego mechanicznie, nie wiadomo nawet w którą stronę.
Nasze światy są zupełnie obcymi światami. Zjadamy śniadanie siedząc przy wspólnym stole, ale każde z nas myśli o czymś zupełnie innym zatopione w swoim prywatnym ekranie pełnym niejednokrotnie fałszywych informacji.
Jeden ze światów przystanął. Drugi świat nie zauważył nieobecności tego pierwszego i toczył się dalej. Pierwszy świat zapomniał jak wprawić samego siebie w dalszy ciąg zdarzeń i wyrzucony z możliwości ruchu pomału umierał. Drugi, zupełnie przypadkiem, natknął się na kolejny świat i odtąd
nasze światy stykają się opuszkami palców wskazujących. Ulegamy wpływom Kolistego Czasu i wędrujemy razem, zadowoleni i szczęśliwi. Nasz uścisk jest delikatny, a przestrzeń styku wąska. Ale tyle wystarcza. Musi wystarczyć. Nie ma innej możliwości. W każdym razie my nie mamy o niej pojęcia. 


Grafika Nathalie Gile Art