piątek, 5 września 2014

Niepotrzebni, opowiadanie w odcinkach - w komentarzach możecie zamieszać podpowiedzi odnośnie dalszych losów, Waszych oczekiwań.


Przerzuciła swoją głowę przez barierkę i przez chwilę kołysała się jak nietoperz na gałęzi, tyle że zamiast drewna czuła na skórze zimny oddech metalowej rury trzepaka. Zamknęła oczy i próbowała sobie wyobrazić, że jest kimś zupełnie innym, w innym mieście z innymi ludźmi, ale jakoś nie bardzo jej snucie tej wizji wychodziło, więc skrzywiła się tylko, a potem otworzyła oczy i splunęła. Biała plwocina rozprysnęła się na ziemi, a potem zastygła pianą.
- Wczoraj ojciec uderzył matkę i poleciała na kafelki w kuchni. Plasnęła dupą z takim trzaskiem jakby pierdziała, ale zamiast smrodu wypuściła z siebie stróżkę krwi – powiedziała, a może jedynie pomyślała i nawet uśmiechnęła się, że tak jej ta opowieść poetycko wyszła. - Co będziemy robić? - dodała po chwili cicho. Gdyż metal zbyt natarczywie wpił się w jej talię odbierając oddech.
Białe włosy, z których kolor spełzł pewnego dnia do umywalki i popłynął gdzieś daleko, może do Warty, a potem nawet do Bałtyku i dlatego teraz tak wiele ryb ma czarne płetwy, poruszyły się i przez chwilę można było ujrzeć zaczerwienioną zwisem twarz dziewczyny. Może nawet całkiem miłą i sympatyczną, gdyby nie dwie zmarszczki spływające od jej nosa aż do ust niczym u teatralnej marionetki, tak bardzo kontrastujące z jej prawdopodobnie jeszcze zbyt młodym wiekiem, przez co sprawiała wrażenie zepsutej albo źle wykonanej. Jak owoc, którego skórka zaczyna się marszczyć chociaż jeszcze nawet nie spadł on z drzewa.
- A co byś chciała?
- Kurde, nie wiem właśnie, dlatego się pytam, Ajsztajnie – odparła i jeszcze raz splunęła, ale nie trafiła w poprzednią plamę, tak więc teraz leżały obie obok siebie czekając na wiatr, który by mógł je zmazać, unieważnić.
- No to chodź mała, wbijemy do mnie na chatę.
Uniosła głowę i wzięła głęboki oddech. Zupełnie jakby musiała się dopompować, wrzucić w swoje szczupłe ciało powietrze, by znowu nabrało odpowiednich kształtów. Rozmazany, granatowy tusz do rzęs znaczył drobne plamki wokół jej oczu. Przetarła palcem linię wokół powiek. Niebieski osad przylepił się teraz do jej opuszka, więc wtarła do w spodnie.
- Ciotka do mnei przyjechała, więc i tak nic nie będzie z tego o czym myślisz.
- A niby o czym myślę, mała? - chłopak podszedł do dziewczyny i ucapił w dużej dłoni orzeszkowaty pośladek dziewczyny.
- No i widzisz, tylko jedno ci w głowie a mnie burczy w brzuchu – odsunęła go delikatnie od siebie i skrzywiła się próbując pokazać jeszcze większe niezadowolenie. Tego uczyła ją jej matka.
Przechyliła się w kierunku lustra jakby chciała do niego wejść albo była krótkowidzem i zaczęła mazać czerwoną szminką usta. Horyzontalnie, z zachowaniem koniecznych nierówności nadanych przez pofalowane wargi. A potem cmoknęła dwa razy i nadmiar kredki wcałowała w chusteczkę higieniczną.
– Nigdy nie pozwól, żeby jakiś fagas miał nad tobą przewagę, córcia – powiedziała przechylając głowę w różnych kierunkach dla kontroli czy aby na pewno makijaż zasłonił to co powinien był zasłonić i nie widać już żadnej nieporządanej zmarszczki, żadnej nierówności, która mogłaby sugerować, że ma więcej niż dwadzieścia lat. – Musisz być kapryśna i wybredna. Oni srają w gacie przed naszymi humorami, więc zrobią wszystko bylebyśmy miały dobry nastrój. Bo kobieta uśmiechnięta też jest potem bardziej chętka do dupczenia. Wiem co mówię – uśmiechnęła się, a potem zaraz skrzywiła, gdyż zęby, które już dawno temu przestały być białe na tle czerwonej szminki nabrały jakby dodatkowego, kremowego odcienia. Włożyła palec do buzi i próbowała zetrzeć owe wrażenie, ale było ono niewzruszone, więc w końcu wypuściła z siebie krótkie „puf” i machnęła na wszystko ręką. „I tak nikt nie zobaczy”, mruknęła.
- A jeżeli się zakocham, mamo? - zapytała blond kopia kobiety, która stała za jej oparciem krzesła i przyglądała się matce zachłannie, zupełnie jakby chciała wessać w siebie każdy matczyny gest, każde skrzywienie, mrugnięcie, tik.
- Głupia jesteś jeżeli szukasz po prostu miłości. Uczucia są całkiem fajne, ale tylko kiedy oglądasz pieprzony amerykański film. Wiesz, córcia, te takie romantyczne komedie, na których zawsze wszystko się kończy buzi buzi, ołtarz ślub. Wmawiają idioci wszystkim, że życie polega na zaciągnięciu faceta do ślubu... No i może faktycznie czasami warto, ale kurwa, spójrz na przykład na mnie. Czy znasz swojego tatusia?
Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
- I masz dziecko szczęście, że byłam z nim tylko tę jedną noc. Mówię ci, córcia, że gdybym chciała się z nim bzykać zaobrączkowana to teraz byśmy miały co chwilę w domu rzekę wymiocin i faceta, który tylko je, śpi, chrapie i po dupie się drapie – zaśmiała się ze swojego dowcipu, który tak często powtarzała córce, w tak różnych konfiguracjach słownych, że aż sama uwierzyła, że ojciec Basi nie był wart nawet splunięcia. W rzeczywistości nie miała bladego pojęcia kim był i dlaczego odszedł, chociaż w przeciwieństwie do chłopaków z jej dzielnicy Miasta ładnie pachniał i miał gładkie dłonie. - Faceci po ślubie zamieniają się w pijaków – dodała dla pewności, że córka zrozumie o co jej chodzi. - Ale dopóki trzymasz go trochę w niepewności, dopóki dajesz tylko czasami, takie fromtajmtutajm mu urządzasz to gotowy nawet ci coś kupić.
Basia już chciała powiedzieć, że jednak czasami mężczyzna w domu to nic złego, bo i na jedzenie się dorzuci, do kina zabierze i takie tam różne drobne sprawy ułoży po swojemu, po męsku, ale dla kobiety przyjemnie, jednak tylko skinęła głową i nic nie powiedziała. Nie chciała matce robić przykrości, bo przecież widziała jak godzinami stroi się i pudruje tylko po to by ustrzelić jakiegoś takiego, o którym mówiła potem przez kilka miesięcy, że jest darmozjadem, a jednak cieszyła się jego męskim towarzystwem. I nawet sprawiała wrażenie szczęśliwej, do czasu pierwszej, trzeciej, piątej awantury, po której mężczyzna lądował na ulicy nierzadko w samych gaciach albo podkoszulku, z pustą walizką, w którą było zapakowane „Mo tu więcej kurwa nie wracaj”.
- Byś mnie zabrał na pizzę albo kebaba kupił – jęknęła i spojrzała na chłopaka kiwając lekko głową i uśmiechając się delikatnie. Pozycję tę ćwiczyła wcześniej przed lustrem tak długo, aż uznała, że może przynieść pozytywne efekty.
- Jakby mnie kurwa chłopaki zobaczyły, że się z tobą po kebabach szlajam to bym miał opinię. Ale wymyśliłaś. A może chcesz chodzić do Turka, bo ci jakiś w oko wpadł, co?
- Weź, Misiu, nie wygłupiaj się. Czy jakiś ciemny mógłby mieć taką fajną klatę jak ty?
Chłopak napiął lekko biceps, a potem i triceps, dla lepszego efektu. A potem kiwnął głową unosząc brodę w górę jakby stanowiła ona część palca wskazującego, więc dziewczyna leniwie, zupełnie jakby jej ciało zostało nagle wyrwane z odrętwienia, wiszącego lenistwa, ruszyła w kierunku wyznaczonym przez męski podbródek.