niedziela, 17 listopada 2019

9.00 rano


Sobota. 9.00 rano. Woda w kalużach odbija echa piątkowej imprezy. Zapamiętała stopy w szpilkach i te na slupkach. Plaskie obuwie zna zbyt dobrze. Nie zawraca sobie nim głowy. To co powtarzalne nie jest tak pociągające. A woda w kaluzach marzyla kiedys o byciu tancerką. Śnila o lekkości kroku baletnicy. Ale to tylko krople deszczu delikatnie wpadaly w jej objęcia.
Miasto o poranku pełne jest dnia wczorajszego. Porozrzucane papierki. Butelki po piwie i wódce pochowane w naroznikach sklepowych witryn. Jakby ktoś chciał, by patrzyly szklistymi oczyma na poukladane na półkach towary. Mali strażnicy. Niezbyt jednak groźni. I moze dlatego nikt się nimi nie przejmuje.
Tego smoka wczoraj tam jeszcze nie było. A może to moje oczy dopiero dzisiaj dojrzaly do tego, by go zobaczyć? W kazdym razie jest. A moze raczej byl, gdyz nabity na iglicę nigdzie juz nie poleci.
Jakim Czasem okreslic martwego smoka? Terazniejszym, bo wciaz tkwi w miejscu czy tez przeszłym, gdyż umarlbyl zanim zdołał wydac z siebie pierwszy smoczy ryk?
Panie w kawiarni uśmiechają się niepewnie. Muszą sobie przypomnieć, każdego dnia na nowo, że chcą pracowac, że to miejsce to tylko na jakis czas, punkt odbicia. Kolejny etap w stawaniu się kims innym.
Niedziela
W niedzielę o 9.00 miasto jest trochę bardziej brudne. Zniknęły kałuże. Komus musiało się to nie podobac, że nagle chodniki sa tak matowe, więc postanowil nabłyszczyc je swoja śliną. Efekt marny. Byc może miał chore płuca albo cierpial na jakąś inna przypadłość.
Pod szyldem, zapraszajacym na pyszną, ciemną czekoladę, ktos zrobił kupę. Musial byc bardzo zazdrosny o to ze innych stać na gorący napój a jego nie. A moze wypił i mu nie smakowało i to wszystko w akcie protestu?
Stojacy na parapecie plastikowy kufel wyglada podejrzanie. Jego właściciel ma problemy z nerkami. Albo nawet wątroba.
Ciekawa jestem czy palacze, wyrzucajac na ulicę pety, myślą o tym jaki je potem spotka los. Czy wpadną pod koła pędzącego samochodu, czy tez w kratkę kanalizacyjną splukane z chodnika deszczem? Większość petow odnajduje jakąś szczelinę. Chowają się w niej. I siedzą. Nie mogą z niej wyczesać nawet zadziorne miotly ekipy sprzatajacej.
Czytalam że smutne melodie mogą niektorym osobom poprawić nastrój. Slucham Fall in love. Moje cynamonowe cappuccino stygnie. Muszę potrzasnac głową, żeby odegnać od siebie nagle zbyt nostalgiczne myśli.
Obok przy stoliku siedzi kobieta z mężczyzną. Nie patrzą na siebie. Ekran telefonu jest bardziej atrakcyjny.
Sobotnia impreza musiala byc bardziej szalona od tej piątkowej. Miasto przyjmuje to jednak ze spokojem. Jego nic nie zaskoczy. Nawet to, że liście z drzew przy glownej alei również pozostawiły po sobie zolto-brunatny ślad. Ja jednak jestem zmuszona do uniakania tuneli i arkad. Pod nimi w niedzielę rano jest ciemniej niż zwykle. I dziwnie mokro.
Nie podoba mi sie takie miasto. W nieładzie, z podkrazonymi oczyma. Na pytanie skąd jestem wolę odpowiedzieć, że z Pimpililistanu albo innej zmyslonej krainy.





1 komentarz:

  1. Bardzo mi się podoba ta literacka wizja" budzącej się "niedzieli.

    OdpowiedzUsuń