wtorek, 20 maja 2014

Cmentarz

Nigdy nie przepadała za cmentarzami. Za bardzo przypominały o tym, że i ją kiedyś czeka dziura w ziemi wykopana przez chudych, kościstych grabarzy, którzy przyjdą pewnego wieczora i popijając piwo prosto z butelki będą rozmawiać o czymś zupełnie nieistotnym. Zadrżała i wbiła mocniej swoje palce w ramię narzeczonego. Mężczyzna na chwilę przymknął oczy, westchnął głęboko, a potem przyspieszył kroku. Spojrzała na jego zmęczoną twarz i zaczęła się zastanawiać dlaczego Michał wygląda tak źle. Przecież dopiero co skończył trzydzieści pięć lat, sporo jeździł na rowerze, a w każdy weekend chodzili razem na basen. „A dzisiaj koniecznie chciał przyjść tutaj”, pomyślała z niechęcią i zmrużyła oczy chcąc sobie przypomnieć jaki to dzień. Ale w głowie miała jakiś dziwny mętlik. Już od kilku tygodni czuła się bardzo niewyraźnie. Zupełnie jakby wszystko wokół, łącznie z nią samą, stawało się wyblakłe, wypłowiałe, zatarte. „Muszę wreszcie iść do lekarza”, mruknęła.
Michał zatrzymał i spojrzał na nią. Jego oczy były szkliste.
- Chyba masz gorączkę, martwię się o ciebie, wyglądasz ostatnio jakoś tak... starzej... Nie traktuj tego jak przygany, po prostu... Nie powinniśmy tu dzisiaj przychodzić. Przecież sam mi zawsze powtarzałeś jak bardzo nie lubisz cmentarzy... A może to ja mówiłam tobie, a ty potakiwałeś? W każdym razie – przechyliła głowę i spróbowała się uśmiechnąć. - oboje nie przepadamy za grobami, szarymi marmurami i posępnością tych wszystkich mogił szczerzących swoje zęby w ostatecznym uśmiechu. - Zawiesiła głos. Mężczyzna odwrócił od niej głowę i zaczął się wpatrywać w jakiś punkt. - W ogóle mnie nie słuchasz... - powiedziała z wyrzutem. I wówczas spojrzała na tablicę, do której tak silnie przykleił się wzrok jej narzeczonego. Puściła ramię mężczyzny i pochyliła się nad marmurową płytą.
- Nadio – wyszeptał. - Przepraszam...
- Nie musisz – powiedziała, a może jedynie pomyślała. Pochyliła się nad czarnymi napisami, ale nie mogła niczego odczytać. - Chyba znowu mam zapalenie spojówek, na dodatek nie zabrałam z domu soczewek...
- Mieliśmy tak wiele ze sobą przeżyć... Mieliśmy wybudować dom i spłodzić dzieci... a teraz...
- Czy ty ze mną zrywasz? Mój Boże... ty się przyszedłeś pożegnać! - Krzyknęła zaskoczona. - A więc ten cmentarz ma być symbolem śmierci naszego związku? Michale, nie rozumiem dlaczego...
- Nic dla mnie nie jest już zrozumiałe. Bez ciebie się zgubię, a jednak muszę iść dalej...
- Nie musisz iść beze mnie... - spojrzała na mężczyznę, ale on odwrócił się od niej i przykucnął wkładając głowę między dłonie. - Przecież wszystko się układało... Proszę, wytłumacz mi co to ma znaczyć?
- Wybaczysz mi kiedyś to, że będę żył bez ciebie?
- Nie wiem – odparła, ale chociaż bardzo chciała się rozpłakać łzy ugrzęzły jej głęboko w gardle i tylko piekły od środka zalewając jej umysł, zmazując całą pewność co do przyszłości, wszystkie plany i marzenia.
Przez chwilę stali w milczeniu. W końcu mężczyzna podniósł się, otarł oczy wierzchem rękawa i zacisnął zęby. Nigdy wcześniej nie widziała go w takim stanie. Podeszła bliżej i wyciągnęła do niego rękę.
- Daj nam szansę – wyszeptała zbyt cicho, by mógł zrozumieć jej słowa.

Podkrążone oczy Michała zdawały się być wyciśnięte na szarej twarzy. Zarost, którego nie golił od kilku tygodni rozpełzł się po jego policzkach tworząc czarny gąszcz, spośród którego wychylały się pojedyncze, jasne, bezbarwne włoski.
- Żegnaj – wyszeptał.
Zamknęła oczy. Kroki na ścieżce zaczęły się oddalać. Drobne kamyki uskakiwały przed ciężkimi butami jej narzeczonego, a ona stała wsłuchując się w owo delikatne drżenie ziemi. Po chwili zapadła cisza. Słońce delikatnie pieściło jej bladą skórę, ale ona tego nie czuła. Przykucnęła w miejscu, w którym przed chwilą stał mężczyzna, którego tak kochała i zaczęła dygotać. Jej ręka oparła się o marmurowy pomnik. I nagle sobie wszystko przypomniała...
Jeszcze raz spojrzała na grobową płytę. Litery przez chwilę jeszcze tańczyły nerwowo, po chwili jednak opadły bez sił, każda na swoje miejsce.
Kobieta przybliżyła twarz do napisu.
A potem rozległ się krzyk rozpaczy, krzyk którego nikt nie mógł usłyszeć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz