Krzesło
Spojrzał na krzesło. Wyglądało zupełnie zwyczajnie. Prosty,
niedążący do udziwnień kształt, wąskie oparcie i twarde
siedlisko pozbawione poduszki. A jednak po jego plecach przebiegł
dreszcz. Stado niewielkich złośliwych faraonek zatrzymało się
przez chwilę pomiędzy jego łopatkami, by po chwili ruszyć w dół,
wzdłuż kręgosłupa. Przez chwilę zastanawiał się dlaczego
dreszcz zawsze schodzi do ziemi zamiast wędrować od stóp do głowy.
A może właśnie tak było, tylko on leżał do góry nogami przez
co zatracił możliwość rozróżniania kierunków...
- A niech to – syknął przygryzając dolną wargę. Nigdy nie
należał do tego typu odważnych mężczyzn, którzy stają w
obronie słabszych, wchodzą jako pierwsi do ciemnych pomieszczeń
czy też rzucają się w barze na innego osobnika tylko dlatego, że
tamten powiedział jedno niewłaściwe słowo.
Wysunął do przodu głowę i silniej wbił spojrzenie w przedmiot.
Zdawał sobie sprawę z tego, iż to nic nie da, że ono tam stoi –
realne, natarczywie prawdziwe, a jednak przez chwilę łudził się,
iż to pomyłka. Zresztą cała ta sytuacja, w której się znalazł,
wydawała mu się nierzeczywista.
- Bez dwóch zdań śpię... - wyszeptał bez przekonania – I śnię
o sobie samym związanym pośrodku jakiegoś pomieszczenia
śmierdzącego stęchlizną, w którym stoi drewniane krzesło.
„Pomalowane czerwoną farbą”, dodała Myśl, która
niekoniecznie należała do mężczyzny.
Spróbował poruszyć ręką, ale jedyne co zdołał uczynić to
napiąć mięśnie. Sznur wbijał się w jego ciało odbierając mu
możliwość jakiejkolwiek mobilności. Zamrugał chcąc poprawić
ostrość widzenia, ale jego oczy były zbyt suche.
„Czy to nie dziwne, że tak wyschły skoro czujesz, iż w powietrzu
unosi się słodkawy zapach wilgoci? Czerwonej wilgoci”,
podpowiedziała Myśl.
Mężczyzna zamarł nasłuchując. Nie miał pojęcia skąd dobiegał
ów niski, głęboki głos, który nie mógł należeć do niego.
- Odwodniłem się... strach wypocił ze mnie wodę, odsączył
wszystkie płyny i teraz usycham niczym kora, która odpadła od
mięśni drzewa... - wyszeptał. - Mam omamy, słyszę kobiecy głos,
chociaż nikogo tutaj nie ma...
„Jesteś pewien?”, załaskotała w jego głowie Myśl.
Mężczyzna wstrzymał oddech. Nie był pewien. Widział jedynie to
krzesło, które połyskiwało złowieszczo czerwoną mazią.
Spróbował skierować głowę w bok, ale kark miał zdrętwiały,
zupełnie jakby ktoś mu przestawił kręgosłup. Nie mógł się
poruszać.
„Teraz zastanawiasz się czy jeszcze żyjesz”, powiedziała Myśl.
- Czego ode mnie chcesz? - wycharczał.
„Uwolnienia”, powiedziała Myśl bardzo cicho. I wówczas przez
chwilę zdawało mu się, iż Widzi...
Młoda kobieta usiadła na krześle i zaśmiała się. Wpatrywała
się przed siebie. Wyglądała na zadowoloną, może nawet
szczęśliwą. Patrzyła na mężczyznę, ale był pewien, iż to nie
jego dostrzega. Przeraziła go myśl, że jest przezroczysty, że
stał się zjawą, mimowolnym świadkiem czegoś, co miało się
rozegrać. Bo tego akurat był pewien. Czuł to napięcie. Mogło być
wynikiem erotycznej relacji pomiędzy kobietą a kimś do kogo się
uśmiechała, jednakże szybko odrzucił taką myśl. Kobieta
przechyliła głowę. Światło okrasiło jej twarz i wówczas
zobaczył, że wcale nie wygląda na szczęśliwą. W jej oczach
dostrzegł strach. Napięta skóra policzków, lekko drżąca warga.
Tak, kobieta była przerażona i tylko udawała iż się śmieje. Ale
dlaczego?
Po chwili krzesło, na którym siedziała zaczęło się poruszać.
Kobieta krzyknęła.
Nie był pewien jak długo był związany. Zdumiewające, iż
niektóre sytuacje upłynniają czas, zamazują jego granice i nagle
nie ma godzin, minut, dni. Wszystko staje się homogeniczną papką,
którą pałaszują z wielkim uporem zmysły. Wyłączył obraz
zamykając powieki. Chociaż nie był już do końca pewien, kiedy je
otwiera, a kiedy je zamyka. Zdawało mu się, iż wciąż widzi przed
sobą to czerwone krzesło, nawet wówczas, gdy było zupełnie
ciemno.
- Umieram – stwierdził zupełnie jak osoba, która mówi, że za
chwilę zacznie padać deszcz lub świecić słońce. Nic już nie
miało znaczenia. Oddech mężczyzny stawał się coraz bardziej
płytki. Pot spływał po jego ciele suchymi strumieniami. Miał
wrażenie, iż ktoś wydrążył w jego ciele koryta, przez które
spływały jego myśli, uczucia, pragnienia.
„Chciałbyś usiąść?”, zapytała Myśl, ale on był już zbyt
słaby by odpowiedzieć.
„Chcesz usiąść?”, spytała ponownie głosem, który nie znosił
sprzeciwu.
- Nie dam rady – wycharczał. I wówczas poczuł czyjeś dłonie,
które mówiły do jego ciała, żeby nie było tak zdrętwiałe, tak
nieruchome. Poruszył głową ze zdumieniem. Siedział w kącie
spoglądając na krzesło.
- Czy zasnąłem i śniło mi się, że umieram przywiązany do
sufitu zwisając głową w dół? - wyszeptał. Nikt mu jednak nie
odpowiedział.
Spróbował wstać. Jego ciało drżało z wysiłku, ale dało sobie
radę. Podszedł do krzesła i dotknął jego oparcia. A potem nagle
zrozumiał skąd ten czerwony kolor. Cofnął się przerażony, ale
było już za późno. Na jego dłoniach została czerwona maź.
- Jezu, to jest krew – wyszeptał.
„Tak, to krew”, podpowiedziała Myśl.
- Kim ty u licha jesteś!? Co tu się dzieje!?
„Chcesz wiedzieć? Jesteś pewien że chcesz?”
Znowu ujrzał kobietę. Siedziała na krześle jak poprzednio,
teraz jednak już nie krzyczała. Powoli otworzyła usta i wówczas
zobaczył, iż nie ma języka. Pusta, krwista jama spozierała na
niego niczym oskarżenie. Chciał powiedzieć, że to przecież nie
jego wina, że on niczego nie zrobił, ale zrezygnował. Schowany za
milczeniem obserwował jak kobieta zaczyna się rozbierać. Oddech
mężczyzny przyspieszył. Jej ciało było piękne. Jędrne, duże
piersi falowały swobodnie uwolnione spod czujnego oka stanika.
Skarcił siebie w duchu. Nie powinien był myśleć w taki sposób,
przecież kobieta była ranna, z jej ust spływała krew...
- Nie, nie, nie – zapiszczał jak mysz zagnana w róg przez kota. -
Ja tego nie mogłem zrobić, przecież ja nie jestem zdolny...
„Do czego nie jesteś zdolny?”, zapytała Myśl.
- Nigdy bym nie zabił niewinnej istoty...
„Skąd wiesz, że była niewinna?”
- Kim ty do diabła jesteś?
„A nie lepiej zadać sobie pytanie: „kim ja jestem”?”
Kobieta wstała i odwróciła się do niego plecami, a raczej tym
co z nich zostało. Ktoś lub coś zdarł z niej skórę. Czerwona
maź błyszczała oskarżycielsko.
- Odejdź stąd – powiedział. - Odejdź stąd!
Ale ona nie chciała zniknąć. Więc mężczyzna rzucił się w jej
kierunku, ale złapał jedynie powietrze.
Dopadł do ściany i zaczął w nie uderzać pięściami.
„To ci nic nie pomoże”, mówiła Myśl, ale on jej nie słuchał.
W końcu opadł z sił. Więc podszedł do krzesła i usiadł na nim
zrezygnowany. I wówczas poczuł ból tak mocny, że aż
uniemożliwiający mu krzyk. Tak silny, że aż zaciskający się
imadłem na krtani. A jednak to nie tylko dlatego nie krzyczał. Jego
język. Chciał nim poruszyć, ale przestał go odczuwać. Spojrzał
na swoje dłonie i z przerażeniem stwierdził, że trzyma w nich
swój podłużny plaster mięsa. Odrzucił go od siebie z
obrzydzeniem, i wówczas zdał sobie sprawę, iż był to fragment
jego własnego ciała. „Boże, mój język”, pomyślał.
Chciał wstać z krzesła, ale ono trzymało go silniej niż więzy,
którymi był poprzednio związany. Coś zaczęło wbijać się w
jego plecy zjadając je, pałaszując z radością istoty, która
była bardzo długo głodna, plecy mężczyzny. Zaczął wrzeszczeć
– bezszelestnie, bezdźwięcznie, gorzko...
- Mamo, co jest za tymi drzwiami? - chłopiec wpatrywał się w
drewniane drzwi prowadzące na strych. Odkąd zamieszkali w nowym
domu nigdy nie wchodził na to piętro. Nie było takiej potrzeby,
tym bardziej, że jako jedyne pozostało niewyremontowane. Przenieśli
się nad morze po tym jak jego mama odziedziczyła w spadku stary
pensjonat. Ojciec chłopca przyjechał na miejsce kilka miesięcy
wcześniej, by doprowadzić ośrodek do stanu używalności. Potem
jednak napisał do żony list, iż musi wyjechać, ale mogą już się
wprowadzić. Nie rozumiała dlaczego napisał zamiast zadzwonić.
Poza tym nigdy wcześniej nie opuszczał ich na tak długo. Spakowała
jednak swoje i syna rzeczy, zamówiła wóz przeprowadzkowy i
zamieszała w tym starym, pięknym domu, którego okna wpatrywały
się w morze.
- Nic, prawie nic, sprawdzałam, stoi tam jedynie stare, czerwone
krzesło.
Przekręciła zamek, a potem nacisnęła klamkę upewniwszy się, że
nikt nie zdoła otworzyć drzwi.
- Tylko czerwone krzesło – dodała niczym echo.
Mężczyzna przez chwilę wpatrywał się w ruch klamki. A potem
usłyszał przekluczanie zamka.
„To już koniec”, podpowiedziała mu Myśl.
- Koniec – odparł bezgłośnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz