![]() |
Nasze światy
stykają się ze sobą opuszkami palców wskazujących. Ucisk jest
delikatny, powierzchnia dość wąska. Ale jak dotąd tyle nam
wystarczało, żeby żyć razem i razem ulegać wpływom Kolistego
Czasu. Bo Czas nie jest linią prostą. Ci z ludzi, którzy ulegli
namowom gnających naprzód dat, zdaniom naukowców i pomniejszej
wagi mówców, żyją wedle prostych reguł, cały czas biegnąć
przed siebie. Nie wiedzą, że jest to bieg daremny, że każdego
dnia wracają do tego samego puntu co dzień wcześniej. Zaślepieni
linearnością czasu nie dopuszczają do siebie szeptów, wyłażących
z różnych zakamarków dnia, które podpowiadają, że Czasu nie
można zmierzyć za pomocą kalendarza. Zerkają na zegarki,
pozbawione, dla zmyłki, okrągłych tarcz i tylko wzruszają
ramionami.
Bywa jednak, że
ktoś nagle zatrzyma się pod wieżą kościelną, spojrzy na
krągłość ogromnego cyferblatu, zmarszczy brwi i nagle dotrze do
niego, że Czas biegnie w zupełnie inny sposób niż sądził do tej
pory. Jak to jest poczuć, że jest się jedynie małym kamykiem
uczepionym ogromnej kuli? Kamykiem, który zmienia delikatnie, jednakże nie zanadto, chociaż uporczywie trajektorię tejże kuli?
Nasze światy
stykają się ze sobą opuszkami palców wskazujących. Żyjemy razem
ulegając wpływom Kolistego Czasu jednocześnie zmieniając jego
bieg. Czasami przykładamy do siebie całe dłonie. Wówczas nasza
miłość zaczyna kwitnąć. Owocem złączonych dłoni są mydlane
bańki. Tańczą i wirują w powietrzu wprawiając nas w zadowolenie.
Powierzchnia baniek jest lekko błyszcząca, bywa więc, że możemy
ujrzeć w nich nas samych. Nie wiedzieć czemu to nas zachwyca. Im
więcej nas w bańce, tym bardziej mamy ochotę sprawić, by bańka
nabrała konkretnych kształtów. Dopóki bańki są małe i
delikatne, robimy wszystko, żeby je chronić. Przekładamy fragmenty
nas samych - te małe cegiełki stworzone przez nasze myśli,
umiejętności, potrzeby - umacniając strukturę bańki, także w
końcu staje się ona zupełnie samodzielnym, niezależnym bytem.
Wówczas nasze dłonie oddalają się od siebie. Jakby płoszyła nas
możliwość dalszego trwania w tej dziwnej jedności i zadowoleniu.
I to jest zwykle początek klęski. Zaczynamy zapominać, że Czas
jest kolisty. Więc budząc się co niedzielę w tym samym łóżku,
z tą samą obok osobą, z tymi samymi szmerami, które wydobywają
się ze śpiącego jeszcze domu, zaczynamy wpadać w panikę. „Znowu
to samo”, myślimy i zaczynamy drżeć. Gdzieś w zakamarkach
naszej głowy zaczyna kiełkować poczucie winy, jakbyśmy byli
odpowiedzialni za to, że tydzień ma siedem dni, a my żyjemy w jego
ramach i nie potrafimy przeskoczyć do dnia ósmego, do tego
śmiesznego ósmka, który uciekł Bogu, kiedy Ten stwarzał świat.
Nasze światy
stykają się opuszkami palców. Żyjemy razem ulegając razem
wpływom Kolistego Czasu. Kiedyś zachwycała nas możliwość snucia
własnej bajki w ramach tej wspólnej. Ale potem nadszedł dzień,
kiedy nasze palce przestały się dotykać. Na jedną chwilkę
utraciliśmy ze sobą kontakt. Coś uległo zmianie. Pewnego dnia
znowu zaczynamy mówić do siebie per „pan” i „pani”.
Nasze światy
przestały się stykać ze sobą opuszkami palców. Wciąż toczymy
razem nasze obok-życia, ale już nie jesteśmy pewni ani tego kim
jesteśmy, ani tym bardziej kim jest osoba, która tak uparcie
wędruje tym samym szlakiem co my. Każdego dnia budzi nas ten sam
dźwięk telefonu, ale nie próbujemy zmienić melodii na nową, nie
widzimy sensu takiej zmiany. Przywykliśmy zarówno do melodii jak i
do codziennego „dzień dobry”, wymawianego mechanicznie, nie
wiadomo nawet w którą stronę.
Nasze światy są
zupełnie obcymi światami. Zjadamy śniadanie siedząc przy wspólnym
stole, ale każde z nas myśli o czymś zupełnie innym zatopione w
swoim prywatnym ekranie pełnym niejednokrotnie fałszywych
informacji.
Jeden ze światów
przystanął. Drugi świat nie zauważył nieobecności tego
pierwszego i toczył się dalej. Pierwszy świat zapomniał jak
wprawić samego siebie w dalszy ciąg zdarzeń i wyrzucony z
możliwości ruchu pomału umierał. Drugi, zupełnie
przypadkiem, natknął się na kolejny świat i odtąd
nasze światy
stykają się opuszkami palców wskazujących. Ulegamy wpływom
Kolistego Czasu i wędrujemy razem, zadowoleni i szczęśliwi. Nasz
uścisk jest delikatny, a przestrzeń styku wąska. Ale tyle
wystarcza. Musi wystarczyć. Nie ma innej możliwości. W każdym
razie my nie mamy o niej pojęcia.
![]() |
Grafika Nathalie Gile Art |