Usiadła na drewnianym, zniszczonym pomoście, o którym nikt od dawna nie pamiętał, bo pamięć ludzka bywa dobra, ale krótka, poza tym pan Henryk, który pomostu doglądał nie miał już sił, albo i chęci, nie wiadomo czego więcej, a czego mniej, by pielęgnować muskane ustami jeziora drewno. Zresztą, po co? Ryb nie łowił od kilku lat, bo mu żal było pokaleczonych haczykiem gardeł, piwa nie pił, bo mu lekarz surowo zabronił alkoholu tykać, a pan Henryk słowa lekarza niczym świętość traktował, więc po co tak siedzieć nad jeziorem o suchym pysku, bez wędki w ręce? Zdarzało się, a dlaczego by nie, że przyprowadzał syna nad wodę i opowiadał o tym, co czai się w głębinach, ale syn coraz rzadziej odwiedzał starego ojca, aż w końcu zupełnie o nim zapomniał, bo i też pan Henryk nie przypominał nikomu o swoim istnieniu. Żył z dnia na dzień, nie wybiegając myślami ani w przód ani w tył i można by powiedzieć, że takiego osadzenia w teraźniejszości niektórzy szukają całe życie jeżdżąc na medytacje, odosobnienia, vision questy, przewracając strony starych ksiąg, w których zapisane są mądrości Buddy, a pan Henryk miał ten stan ot tak, zupełnie naturalnie i może dlatego, że był to zupełnie zwyczajny dla niego stan, nie zawracał nim sobie głowy. Pewnie i dobrze, bo gdyby ludzie się dowiedzieli, że odnalazł prawdziwy spokój ducha, zaczęliby do niego przyjeżdżać szukając rady, uzdrowienia, miłości albo po to, by podważyć ów bliski nirwanie stan, bo ludzie zwykle dzielą się na tych, którzy szukają, ale nie wiedzieć czemu znajdują tylko u innych a u samych siebie jakoś im nie wychodzi i na tych, którzy przestali szukać albo nie szukali nigdy i jakoś drażni ich, że ktoś może osiągnąć coś, o czym oni mówią, że nie istnieje.
Pogłaskała dłonią zmurszałe drewno pomostu, zsunęła sandałki i włożyła stopy do wody. Chłód objął jej kostki, więc zadrżała, zupełnie odruchowo, a potem uśmiechnęła się, bo właśnie o to tu przyszła, żeby zostawić w wodzie swoje ciepło, ten żar, który tak mocno palił, że aż wypalił w jej sercu wielką dziurę, której nie potrafiła załatać, a która nie pozwalała jej normalnie żyć, bo nie da się żyć z dziurą w sercu, nawet jeżeli lekarze zapewniają, że są sposoby, by ją załatać, że obecnie chirurgia laserowa stoi na tak wysokim poziomie, że mogłaby nawet dziurę w duszy pokryć nową skórką, ale Irena nie słuchała ich wywodów, bo Wiedziała Lepiej. Zresztą wszystkie kobiety w jej rodzie zawsze Wiedziały Lepiej i być może dlatego żadna z nich nie dożyła sędziwego wieku, bo albo ginęły na stosie jako czarownice, albo zlinczowane przez gniew męża, albo umierały samotnie pozostawione w klasztornej celi, w której to miały nabrać odpowiednich przekonań. One jednak miały swoje prawdy, z których nie rezygnowały nawet za obietnicę miękkiej poduszki i długiego życia. Tak więc wszystkie umierały młodo, a jednak zawsze wcześniej przychodziło na świat ich dziecko, ku rozpaczy ich mężów i obojętności kochanków, płci żeńskiej, co z góry zapowiadało już pewne kłopoty. Całkiem zresztą słusznie.
Przymknęła oczy i westchnęła głęboko. Na jednym z kursów uwalniania emocji zalecono, by wzdychać, wyrzucać z siebie to, co gnieździ się w trzewiach, niezależnie od tego czy dobre czy złe, westchnąć głośno, kilka razy, jęknąć namiętnie albo rozpaczliwie, nie tamować niczego, niczego nie hamować, po prostu iść za uczuciem uwolnienia, bo oddech to wiatr, a wiatr potrafi porwać na swój grzbiet wszystko, także to co niewygodne i ciemne. Zatem siedziała teraz na pomoście wzdychając ciężko, bo czuła w sobie kamienie, ale najwidoczniej siedziały w niej zbyt głęboko albo były jednak za ciężkie, by mógł je porwać wiatr oddechu, więc w końcu przestała udawać, że może uwolnić cokolwiek i już tylko siedziała patrząc na falujące lustro wody raz po raz machając stopami, byle nie ujrzeć swojego odbicia, byle nie musieć spojrzeć samej sobie w oczy, bo być może wówczas trudniej byłoby jej zrobić to, co pragnęła uczynić.
Nie mam wyboru, wyszeptała, ale jej głos nie by zbyt pewny, więc powtórzyła to zdanie kilka razy, aż w końcu uznała, że brzmi całkiem przekonująco. Przez chwilę zastanawiała się czy powinna ściągnąć ubranie, ale potem przyszła do niej myśl, że biała sukienka będzie wyglądać bardzo romantycznie, że jak topić się, to jednak nie nago, bo nagość nie zawiera w sobie tajemnicy.
Kamienie, które mam w brzuchu pociągną mnie na dno, powiedziała jakby chciała dodać im ciężaru, zaczarować, by nie uległy złudzeniu lekkości. A potem zamknęła oczy i skoczyła do wody.
I mogłabym napisać teraz, że tak się wszystko skończyło, a po kilku dniach wyłowiono ciało Ireny, wciąż ciepłe, bo żar który wypalał jej serce stygł bardzo powoli, mogłaby to wszystko napisać, ale byłoby to kłamstwem, bo Irena nie przewidziała, że woda koło pomostu jest bardzo płytka i kiedy skoczyła w jej otchłań, ta zaśmiała się tylko i zakpiła z jej aktu desperacji, tak więc kiedy Irena otworzyła oczy zobaczyła, że stoi do pasa w wodzie a małe rybki wpływają pod jej białą sukienkę, wesoło i radośnie, bo nie miały pojęcia, że powinny się smucić i płakać nad losem dziewczyny.
Mój ojciec kiedyś bardzo dbał o ten pomost, posłyszała. Jak byłem dzieckiem, to przychodziłem tutaj razem z nim, łataliśmy dziury, impregnowaliśmy drewno, a czasami trzeba było wszystko zdzierać, szlifować i zakładać na nowo. Taka robota, która nie ma końca. Właściwie jak wiele rzeczy w naszym życiu.
Odwróciła głowę. Na pomoście stał mężczyzna w czarnym garniturze, ale za to bez butów, o ciemnych oczach, które, miała wrażenie, przeszywają ją na wylot i Widzą. A bardzo nie chciała, by ktokolwiek widział, więc szybko wyszła z wody i bez słowa zaczęła odchodzić, ale mężczyzna poszedł za nią.
Zapomniała pani o swoich sandałkach, powiedział, kiedy już ją dogonił, lekko zziajany, bo nie nawykły do biegania za kobietami.
Nie są mi potrzebne, powiedziała i poczuła na policzkach żar, ale zupełnie inny od tego, który wcześniej wypalał dziurę w jej sercu, więc uniosła w zdumieniu brwi, a mężczyzna uśmiechnął się do niej, bo pomyślał, że te brwi to dla niego i przez niego i było mu z tego powodu bardzo przyjemnie.
Przyjechałem pochować ojca, powiedział. Miałem sen, że znajdę go na tym pomoście.
Rzadko kiedy sny są prawdziwe, powiedziała Irena, chociaż wcale tak nie myślała, ale bywa że człowiek mówi coś czego nie ma na myśli, bo ludzki umysł działa w bardzo pogmatwany sposób.
Henryk Junior, przedstawił się mężczyzna, a kobieta wyciągnęła do niego rękę i kiedy ich dłonie się ze sobą zetknęły, zrozumiała, że to jest osoba, która pomoże jej załatać dziurę w sercu, bo Henryk miał w sobie dar. Potrafił naprawiać nie tylko stare pomosty.
***
Część z Was chciałaby, żeby to była opowieść o miłości,
takiej romantycznej, zakończonej słowami, że żyli długo i
szczęśliwie, cześć wolałaby, aby nie było tak ckliwie, bo życie
nie jest takie słodkie, a już na pewno nie ma możliwości, by
spotkać ukochanego nad taflą jeziora. Cyniczni zaśmieją się, że
pewnie Henryk ma żonę i z Ireną niczego trwałego nie zbuduje, a
jeżeli zbuduje to na zgliszczach, więc jakby niczego nie budował.
Ci z Was, którzy wierzą w przyjaźń powiedzą, że oto Irena
spotkała na swojej drodze kogoś, kto po prostu jej pomoże nie
oczekując niczego w zamian. Ktoś szepnie, ze Henryk to tak naprawdę
kobieta albo archetyp nieobecnego ojca. A może duch, szaman,
utopiec. Może Henryka wcale nie było, a u Ireny ujawniła się
schizofrenia. A może Irena skoczyła do wody i umarła, ale jej
dusza nie pogodziła się ze śmiercią i musiała zostać nad
brzegami jeziora zamknięta w pułapce niedokończonej sprawy. I
jeżeli pragniecie, bym to ja Wam podpowiedziała jakie było
zakończenie tej opowieści, to cóż, muszę Was rozczarować.
Zakończeń jest tak dużo jak naszych pragnień i tęsknot. Każde
może być prawdziwe, ale prawdziwe będzie tylko to, które poruszy
coś w Was samych, zanurkuje do Waszego wnętrza i wyciągnie na
wierzch jakieś pragnienie. A Wy możecie ulepić z dalszego ciągu
opowieści kulkę i sprawdzić jak siedzi w Waszej dłoni, a potem
cisnąć ją mocno w zimną wodę jeziora wymówiwszy zaklęcie. Zaklęcie, które będzie tylko jednym słowem albo wieloma słowami. Zaklęcie jak z bajek o czarownicach albo takie zupełnie proste, które na pierwszy rzut oka zaklęcia nie przypomina. Kilka słów mających dla Was znaczenie albo słów, które chcielibyście, by porwał wiatr, bo od jakiegoś czasu Was już gniotły i były niewygodne. Rzućcie do wody zakończenie, tej albo innej zrodzonej przez umysł opowieści, bo czasami warto pozbyć się tego, co wydawało się prawdziwe a prawdziwym nie było. I być może poczujecie lekkość, ale tylko być może...