JAKIE SĄ BARANKI
Baranki to stworzenia, których nie można określić mianem
skomplikowanych. Składają się one z białego futerka
przybierającego czasami szary lub różowy odcień (w zależności
od sytuacji i nastroju w jaki wpada baranek, a nie futerko). Szerzej
na ten temat napiszemy w jednym z kolejnych podpunktów. Ponadto
baranki mają małe głowy, z czego cieszyły się ich matki, kiedy
dochodziło do momentu, w którym to małe stworzenie, szalenie
ciekawskie ze swej natury (co obok uczuciowości stanowi drugą i
ostatnią ich cechę charakterologiczną baranka) przechodziło przez
ich wąskie biodra, a raczej przez to co się znajduje pomiędzy
nimi. Baranki nie posiadają ani nóg zgrabnych, ani specjalnie
użytecznych, dlatego kiedy baranek oddali się od stada (czytaj: się
zgubi) biedak odkrywa nagle, że wolałby mieć stopy obute w ciepłe
kozaczki i dłuższe kończyny zdolne przenosić go na dalsze
odległości.
Baranki nie grzeszą inteligencją. Jeżeli pokażesz barankowi
rysunek lasu, to będzie próbował na niego wejść, żeby położyć
się na miękkości mchu. Jeżeli powiesz barankowi, że ziemia jest
płaska i musi uważać gdzie idzie, bo na krańcu świata czeka go
śmierć, biedne zwierzątko do końca swoich dni nie opuści
zagrody, aż w końcu zdenerwowany gospodarz zrobi z niego baraninę.
Jedynym plusem baranków jest ich uczuciowość. Piękna cecha, którą
czasami te niewielkie istoty potrafią skutecznie przemienić w swoją
wadę. Gdyż baranek jeżeli kocha to całym sobą, a jeżeli jest
barankiem okaleczonym to kocha nawet tą częścią swojego ciała,
której nie ma. Problem polega na tym, że baranek nigdy nie wie czy
jest owieczką czy barankiem. Stąd wynikają czasami paskudne
nieporozumienia. I wówczas baranek, który myślał, że jest
dziewczyną, zostaje odtrącony przez innego baranka, który za
owieczkę się nie uważa. A baranek, który nie czuje się kochany
zaczyna chodzić ze spuszczoną głową, ale wcale nie patrzy pod
nogi, więc co chwilę się potyka, zdarza się też, że łamie
swoje małe, cienkie nóżki. Jego futerko przybiera szary odcień,
zupełnie jakby chciało upodobnić się do myśli biednego
stworzenia.
Zupełnie inaczej jest, kiedy baranek zakocha się ze wzajemnością.
Wówczas świat nabiera dla niego nowego koloru. To co było przedtem
białe i nijakie, staje się kolorowe, pachnące, różowe. Pod
każdym kłębkiem wełny rozwija się nowe uczucie. I dlatego
ludzie, których baranek wcześniej unikał okazują się osobnikami
całkiem sympatycznymi i kiedy proszą baranka, by poszedł z nimi,
ten wykonuje polecenie z ochotą i uszczęśliwioną miną, gdyż
jest przekonany, iż wreszcie będzie pożyteczny. Potem stojąc
naprzeciwko mężczyzny ubranego w skórzany, zachlapany czerwoną
farbą fartuch, baranek uśmiecha się głupkowato, gdyż sądzi, że
nóż w ręce człowieka jest jedynie rekwizytem, a gest, za pomocą
którego ów odbiera barankowi życie to zaproszenie do zabawy. I
kiedy małe zwierzątko zaczyna rozumieć swój błąd istnienie
uchodzi z niego wąską stróżką plamiąc jego zadbane, puchate
futerko.
HISTORIA BARANKA
Pewnego dnia mały baranek
wybrał się na spacer, a że był jeszcze naprawdę malutki nie
spojrzał wpierw do góry w związku z czym nie zobaczył wielkiego,
ciemnego i wilgotnego cielska przemieszczającego się leniwie po
niebie. I kiedy był już daleko od domu poczuł jak kropla wielkości
jego prawego ucha (mały baranek lewe ucho miał zawsze lekko
przyklapnięte, przez co czasami, w szczególności kiedy wykąpał
się w błocie nabierając szarości w futerko, przypominał osiołka)
spadła wprost na jego czarny nos. Zdumiony uniósł głowę i
wówczas ujrzał nad sobą deszczową chmurę.
-
Dlaczego moczysz mój pyszczek? - zapytał.
-
Takie mam zadanie – odpowiedziała chmura.
-
Ale teraz będzie mi zimno – poskarżył się.
-
Nie szkodzi, kiedy tylko wiatr mocniej dmuchnie pójdę w inne miejsce, a ciebie osuszy słońce i wówczas będziesz szczęśliwy. Gdybym przemknęła niezauważona, wówczas nie doceniłbyś promieni, które będą ogrzewać twoje futerko.
I kiedy baranek już chciał
zaprotestować chmura obsypała go tysiącem drobnych, zimnych
kropel. Zwierzę poczuło jak wełna na jego grzbiecie staje się
coraz bardziej ciężka i lepka. Przygnieciony ciężarem deszczu
baranek usiadł na trawie i zaczął płakać.
-
Dlaczego płaczesz? - zapytało słońce.
-
Jestem cały mokry i jest mi zimo - odrzekł baranek.
-
Jeżeli tylko przestaniesz się kulić poproszę moje dzieci, by cię ogrzały.
Baranek nieśmiało wystawił
swoją niewielką głowę, a potem wyciągnął przed siebie łapki.
Wówczas promienie słoneczne osuszyły jego futerko. I kiedy już,
już miał poczuć się szczęśliwy zawiał potężny wiatr
przyprawiając go o gęsią skórkę.
-
Czy nie możesz wiać gdzieś indziej? Próbuję być szczęśliwy – powiedział baranek.
-
Jak tylko pomknę dalej zbyt szybko, nie poczujesz tak wielkiej ulgi z powodu mojej nieobecności jak wtedy, kiedy sprawię, że przez jakiś czas twoje futerko będzie się kołysać.
Baranek zadrżał i podreptał
w kierunku kępy drzew licząc na schronienie. Ale drzewa miały
wilgotne liście i kiedy tylko zwierzę znalazło się pod ich
konarami, wiatr strącił z nich krople.
-
Dlaczego tak mnie traktujecie? Myślałem, że drzewa są przychylne barankom – wyszeptał. -
Nic na to nie poradzimy – odpowiedziały drzewa. - Ale jak tylko wiatr sobie pójdzie i wyjdzie słońce, będziesz mógł ułożyć się pod naszymi konarami. Rzucamy bardzo przyjemny cień, na wszystko co jest pod nami.
-
A co to jest cień?
-
To jest to wszystko, co pojawia się jako równowaga dla jasności słońca. Widzisz, każda rzecz potrzebuje swojego przeciwieństwa, żeby zaistnieć. My na przykład mamy korzenie, które zamiast ku niebu kierują się w głąb ziemi, ale gdyby tego nie robiły, nie tylko uschłybyśmy z pragnienia, ale i nie mogłybyśmy tak dumnie stać - odparły drzewa.
-
A co jest przeciwieństwem baranka? - zapytało zdumione zwierzątko.
-
Tego nie wiemy, ale jeżeli tylko dobrze poszukasz to z pewnością znajdziesz to, dzięki czemu utrzymujesz się na powierzchni.
Baranek zasępił się, bo
poczuł, że odpowiedź na to pytanie jest bardzo ważna. Nie
znajdował jednak obok siebie niczego, co by mogło być jego
przeciwieństwem. Poszedł więc dalej. Wędrował tak długo, aż
dotarł na skraj wielkiego jeziora. Podszedł bliżej wody i kiedy
tylko się nad nią nachylił zobaczył swoje odbicie.
-
Witaj, czy to ty jesteś moim przeciwieństwem? - zapytał, ale odbicie nic mu nie odpowiedziało, tylko otworzyło i zamknęło usta.
I wówczas baranek pomyślał,
że być może jest za daleko tego drugiego baranka, więc przysunął
się bliżej wody.
-
Kim jesteś? - zapytała fala i dała barankowi prztyczka w nos.
-
Jestem barankiem. - odpowiedział zgodnie z prawdą baranek, ale zanim zdołał skończyć zdanie fala dotarła do brzegu i zniknęła.
-
Kim jesteś? - zapytała inna fala. I tym razem baranek nie zdołał odpowiedzieć na pytanie, bo i ona zniknęła równie szybko co się pojawiła.
-
Kim jesteś? - zapytała kolejna fala i wówczas baranek doszedł do wniosku, że w wodzie nie może kryć się jego przeciwieństwo, gdyż fal jest bardzo wiele, a on jest przecież tylko jeden.
Zmęczony wędrówką baranek
postanowił znaleźć miejsce, w którym mógłby odpocząć.
Nieopodal wody był las, a w nim przewrócone drzewo, pod którego
korzeniami znajdowało się ciepłe i wygodne legowisko. Nie myśląc
zbyt wiele usadowił się baranek na miękkim posłaniu utkanym z
suchych traw i gałązek.
-
Czemu zająłeś moją norę? - zapytał wilk.
-
Byłem już bardzo zmęczony. Cały dzień szukałem szczęścia oraz swojego przeciwieństwa. -
Zdaje się więc, ze wreszcie natrafiłeś na to czego szukałeś.
-
Naprawdę? - ucieszył się baranek.
-
Tak, ale pod warunkiem, że wierzysz w życie po śmierci – odparł wilk i połknął baranka zanim ten zdołał zapytać czym jest życie i czy posiada ono swoje przeciwieństwo.
KOŃCOWE MYŚLI O BARANKU
Nie jestem w stanie wam powiedzieć kiedy to się wydarzyło, ani czy
naprawdę to wszystko miało kiedyś swoje miejsce, przypisany
miejscu czas oraz wszelkie niezbędne piony i poziomy gotowe
zaistnieć za każdym razem, kiedy człowiek wędruje po górach. Być
może nawet prawdziwość nie ma tutaj nic do rzeczy. Są sprawy, o
których nie należy myśleć w kategoriach prawda lub fałsz, gdyż
żadne z nich nie oddaje tego co utkała dla nas rzeczywistość
tudzież fikcja.
W każdym bądź razie jednego jestem pewien – na kilka dni przed
swoją śmiercią spotkałem małego baranka. Zwierzę miało futerko
odznaczające się brakiem koloru oraz płochliwą naturę, którą
ilustrowało za pomocą sklapniętego, nieśmiałego lewego ucha. Nie
pamiętam już kto pierwszy zaczął rozmowę, podejrzewam jednak, że
nie mogłem to być ja, gdyż pomysł rozmowy z barankiem wydawałby
mi się dawniej wielce idiotyczny, jeżeli nie mówić, że
absurdalny. Ponieważ jednak rzeczywistość lubi nam płatać figle
zwierzę okazało się istotą wyposażoną w takie same struny
głosowe co ludzie i ten sam natarczywy, piskliwy głos, którego nie
mogłem nigdy ścierpieć u kobiet, z którymi sypiałem.
Maleńki baranek opowiadał mi o tym jak to wybrał się na
przechadzkę po lesie w celach zwiadowczo-poznawczych, oraz o tym, że
las przerósł jego najśmielsze oczekiwania, tak więc po kilku
godzinach marszu, a raczej udeptywania mchu raciczkami, doszedł do
wniosku, iż się zgubił. Dalszych perypetii małego baranka nie
będę wam opowiadać, gdyż jego historia była nie tyle nudna, co
nużąca i po paru minutach wyłączyłem całkowicie zdolność
przyswajania słów. W języku potocznym taki zabieg zwie się
wypuszczaniem wiadomości uszami.
Nie będę wam wmawiał, że zaprzyjaźniłem się z barankiem.
Zwierzę było zbyt głupie i naiwne, by móc wejść z nim w tak
skomplikowane relacje. Nauczyło mnie jednak jednej ważnej rzeczy –
kiedy spotkasz w górach gadającego baranka nie próbuj odprowadzać
go do domu. Nauka ta jednak dotarła do mnie zbyt późno i zanim się
zorientowałem wędrowałem wąską ścieżką pośród skał, w
poszukiwaniu śladu obecności terenów znajomych mojemu małemu
towarzyszowi. Sprawa się skomplikowała, kiedy doszliśmy do urwiska
i musieliśmy zawracać. Baranek nie zwracał jednak uwagi na
niedogodności zajęty ciągłym gadaniem i opowiadaniem o sprawach,
o których nie miał zielonego pojęcia. Jemu jednak wydawało się,
że oderwanie od domu dodaje mu lat, powagi i doświadczenia. Nic
bardziej mylnego. To co nas spotyka niekoniecznie czyni nasze osoby
głębszymi i starszymi. Bywa i tak, że mimo pewnego bagażu
wkładanego nam na plecy za pomocą ciężkich łapsk należących do
dni, zdarzeń i innych podobnych rzeczy wpisujących się w wyżej
wymienione kategorię, nie wyciągamy żadnych wniosków, albo je
wyciągamy, ale nic z nimi nie robimy. Podobnie było z barankiem.
Urodził się głupiutki i taki miał też umrzeć. A ja, jako
przypadkowa ofiara ofiary losu, miałem umrzeć razem z nim.
Nie jest istotne jakie zbiegi okoliczności doprowadziły mnie do
tego miejsca, w którym baranek, po tym jak już się rozstaliśmy,
postanowił odpocząć. Jedyne co pamiętam to jego biedne małe
ciałko umoczone w czerwonej farbie, która farbą bynajmniej nie
była i moje zdziwienie, że mam być następny. Ponieważ jednak
zostałem wyposażony w mechanizm dający mi myślowa przewagę nad
zwierzętami, wyciągnąłem zapałkę i za pomocą dymu z papierosa
próbowałem odegnać nieuniknione. Wilk okazał się jednak szybszy,
a w pobliżu nie było gajowego, który mógłby mnie wyciągnąć z
jego brzucha zanim zostałem do ostatka strawiony. I jeżeli
sądziliście, iż moja opowieść zawierać będzie zgrabną puentę,
w której umieszczę morał, to byliście w błędzie. Jedyne co mogę
napisać na zakończenie, to myśl, która wskoczyła mi do głowy
jako ostatnia:
Kiedy spotykasz w lesie wilka nie lituj się nad barankiem.