piątek, 28 sierpnia 2015

Szkic sytuacyjny. Matka i córka

Podchodzi do mnie i delikatnie, aczkolwiek z nutą stanowczości, zaczyna ciągnąć mój łokieć. Pochylam się nad jej małą postacią z uśmiechem i pytam czy czegoś potrzebuje, a ona marszczy nos i mówi "Chodź". Więc idę, posłuszna rola matki, wierność psia, nieprzespany zapas nocy w plecaku.
- Dokąd idziemy? - pytam, kiedy kończą się ściany naszego domu.
- Chodź - słyszę w odpowiedzi i już nie pytam więcej, bo wiem, że nie warto marnować słów, mogą się jeszcze przydać potem.


- Tu - mówi w końcu i unieruchamia swoje małe nogi. Patrze na żużlową drogę, skraj lasu, szum zaplątany w drzewa i wciąż nie mam pojęcia o co jej chodzi.
- Co tu?  - pytam monosylabami jakbym sama była dzieckiem.
- Tu - odpowiada pewna, że powinnam tym razem zrozumieć, ale ja nie mam pojęcia co znaczy nasza wyprawa, to miejsce, jej pomysł, więc unoszę ramiona w górę w geście rezygnacji, a wówczas ona wzdycha jak osoba, której właśnie zabito jakiś genialny pomysł.
- Mamo - mówi z wyrzutem i zaciska wargi.
- Dobrze - odpowiadam, nie bardzo wiedząc czy powinnam właśnie w ten sposób rzeźbić słowa, ale mam wrażenie, że powinnam wyrazić zgodę na te młodą myśl, która panoszy się w głowie mojej córki.
- To fajnie - odpowiada słowem, którego nauczyła jej starsza siostra i wesoło zadziera głowę w górę. - To fajnie - powtarzam, bo świat jest wystarczająco ładny, by go nie rozumieć.